Święta idą… coraz bliżej, zatem tematy przemyśleń również zbliżają się do świątecznych. Czyli bardziej „ludzkich”. Ponieważ jednak jestem skażony skutecznie marketingiem, nie umiem się od niego oderwać. Proponuję więc połączyć siły i wyjaśnić sobie czym jest pokora w marketingu, a może przede wszystkim czy jest?
Według Słownik języka polskiego (PWN, Warszawa, 1979, t. II, s. 772.) pokora to „stan psychiczny polegający na odczuwaniu własnej małości, niższości; uniżoną postawę wobec kogoś, czegoś; brak buntu wobec przeciwności; potulność, uległość, uniżoność”. Czyli pokora odnosi się nie tylko do stosunku do autorytetów i rzeczy wielkich, ale do rzeczywistości w ogóle. Zapewne psychologowie mieliby tu więcej do powiedzenia, ale w końcu zmierzamy w stronę marketingu, więc pozwolę sobie na kilka przemyśleń.
Problem podstawowy z pokorą wiąże się z podejściem do nauk humanistycznych w ogóle, ale to temat na oddzielny felieton, zapewne w przyszłym roku. Na pokorze, tak jak na wszystkim co dotyczy człowieka znają się wszyscy. Na marketingu też… Czy jednak znajdujemy pokorę w naszej rzeczywistości marketingowej? Pracowałem już z wielkimi i z całkiem nowymi ludźmi w marketingu i ta cecha jest w zaniku. Skoro każdy się zna na marketingu, to każdy może wyrazić swoją opinię i najczęściej jest to opinia negatywna. Dlaczego? Dlaczego negujemy czyjś projekt, bez zgłębiania przyczyn dlaczego taki on jest?
Pokora w marketingu odnosi się do kilku podmiotów. Jednym z nich jest autor projektu. W tym przypadku stosunkowo rzadko pojawia się to „uczucie” u osób projekt oceniających. Staje się to oczywiste, jeśli zgodzimy się, że na marketingu znają się wszyscy. Mogą zatem negować wszystko, bo nie ma tutaj autorytetów. Dlaczego najczęstszą opinią jest negacja? Tu wykraczamy już poza marketing. Tak jest w przypadku naszej nacji. Negujemy na potęgę wszystko i wszystkich. Jak byśmy chcieli w ten sposób udowodnić swoją wyższość, wiedzę…
Pokora może też odnosić się bezpośrednio do projektu. Najczęściej gdy nie znamy autora. Jeśli wiemy kto jest autorem wskaźnik pokory u nas maleje lub rośnie. Jeśli jest to znane nazwisko, część tej sławy przenosi się na projekt i nie negujemy, lub robimy to nieco subtelniej. Jeśli to osoba nieznana, współczynnik negacji projektu rośnie, a pokory do niego maleje. Często bywa tak, że projekt jest niezrozumiały dla odbiorcy i zaczyna on od negacji. Bywa też tak, że za widzialną częścią projektu stoją doświadczenia i wiedza autora, o czym oceniający nie wie i tym samym nie rozumie projektu. Zaczyna się więc negacja. Tak chyba najłatwiej.
Trzeci podmiot pokory to grupa docelowa. Lekceważymy ją tym bardziej im większy mamy budżet na projekt. Nikt nie stara się zgłębić odczuć grupy docelowej dotyczących nie tylko naszej marki, ale w ogóle zrozumieć jak grupa docelowa myśli. To my mówimy im co i jak mają myśleć, a przede wszystkim zrobić. Mają myśleć wyłącznie o naszej marce, wyłącznie pozytywnie, a zrobić mają jedno: kupić! Jest to traktowanie ludzi jak debili i nic dziwnego, że nienawidzą szczerze reklamy, a zawód marketera ma jeden z najniższych wskaźników szacunku w społeczeństwie. W firmach niestety też…
Jakie efekty osiągamy gdy będziemy odczuwali pokorę w stosunku do grupy docelowej? Tu jest na szczęście kilka przykładów kampanii, które odnoszą wielkie sukcesy, jak choćby wczesna Heyah. Grupa docelowa pokochała tę markę i zrewanżowała się kupując ją. PTC wykazało pokorę dla projektu, który był inny niż wszystkie wcześniejsze. Tym samym wykazali pokorę dla autorów projektu.
Moja prośba do wszystkich zajmujących się marketingiem, to więcej pokory do… wszystkiego, do całej otaczającej nas rzeczywistości, nie tylko marketingowej. Prośba do wszystkich innych o odrobinę pokory dla działań (przemyślanych) marketerów, wtedy ich projekty będą miały szansę na sukces, wasz również! A przede wszystkim apeluję o pokorę w tym najogólniejszym rozumieniu, bo czas przed Świętami temu sprzyja.